niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 27

***
Niedziela.

-Gdzie jest mój zeszyt od angielskiego??
Krzyknełam z mojego pokoju.
Jest po 21 a ja sie dopiero pakuje do szkoły.
Mądra ja.
-Troy!
Jestem pewna ze ZNOWU zabrał mi zeszyt.
Ostatnio było to samo, ale po co mu był to nawet nie raczył mi powiedziec.
-No co... Pali sie czy jak?!
Przyszedł do mojego pokoju bardzo leniwie.
-Gdzie jest mój zeszyt do angielskiego?
Wzruszyl ramionami.
-A ty nie miałas jutro zostać w domu?
-Postanowiłam iśc do szkoły.
Troy przewrócił oczami.
-Czyli z naszego wypadu nici?
-Nawet nic nie planowaliśmy, mówiłam ze sie zastanowie.
-No i dopiero teraz mi to mówisz?
Rzucilam piornikiem na biurko i patrzyłam na niego.
Serio bedzie to tak przeżywał?
-Bo dopiero teraz postanowiłam ze idę...
-No dobra, to twój wybór!
Wyszedł z mojego pokoju nawet nie czekając jak coś powiem.
-No oczywiście ze mój!
Kiedy kontynuowałam pakowanie matka zaczęła drzec sie z kuchni.
-A głośniej sie nie da? Uspokujcie sie wreszcie!
Nic jej nie odpowiedziałam tak samo jak Troy.
Gdy dokonczylam pakowanie sie czyli zeszyty, piornik... Tak tylko tyle, wiem mało ale po co mam brać książki jeśli połowa klasy jedzie na wycieczkę?
Po tym poszłam sie umyć i wreszcie pójść spać.
Nie jadłam kolacji bo jakoś nie byłam głodna.

-Wstawaj!
Ktoś nagle zaczął mnie szturchac.
Ugh zapewne Troy.
Juz foch mu minął?
-Zostaw mnie...
Burknelam pod nosem i zakrylam sie kołdrą aż po czubek głowy.
Nagle moja pościel znalazła do na podłodze.
Co go pogieło?
-Zostaw mnie no kur...
Przerwalam w ostatniej chwili kiedy zobaczylam ze to nie Troy stoi koło mojego łóżka.
Mina mojej matki mówiła wszystko.
Super.
-Jak ty sie do mnie odzywasz?
Całe szczęście ze nie dokonczylam zdania.
-Myślałam że to Troy... On zawsze mnie budzi.
No właśnie gdzie Troy?
A no tak ma focha dlatego dzisiaj matka mnie budzi.
-To bardzo ładnie odzywasz sie do swojego brata.
Przewrocilam oczami.
-Och no mamo daj spokój...
-No co mamo, co mamo? Jak ty sie odzywasz pytam sie... W szkole do koleżanek możesz tak gadać.
Hahaha co?
Zasmialam sie.
-No chyba śmieszna jesteś.
No i po co wdalam sie w tą głupią konwersacje?
Przez to dostałam od niej w twarz.
Nie mocno ale sam fakt ze to zrobiła zabolało mnie to.
Zresztą... Nie pokaze jej tego ze mnie to jakoś ruszyło.
-Ulzylo ci?
Po tym gdy to powiedziałam wyszłam z pokoju nawet na nią nie patrząc.
Wyszykowalam sie i jak najszybciej wyszłam z domu.
Nie chciałam iśc na piechotę więc poszłam na przystanek i po kilku minutach wsiadlam do autobusu.
Dobrze ze szybko przyjechał bo deszcz zaczął padać a nie chciałam być mokra.
Na śniadanie zjadłam tylko jabłko.
Troy spał kiedy wychodziłam z domu.
Z nikim nie gadalam rano od incydentu z matką.

W uszy wsadzilam słuchawki i wlączylam wolną, miłosną piosenkę przy której zawsze zastanawiam sie nad swoim zyciem.
"...Think of how much love that’s been wasted
People always trying to escape it
Move on to stop their heart breaking ..."
Nuciłam sobie tekst piosenki i zastanawiałam sie nad słowami.
"... Pomysl ile miłości zostało zmarnowane,
Ludzie zawsze starają sie przed nią uciec,
Iśc dalej, by uniknąć złamania serca..."
Ten tekst utkwił mi w głowie.
"... Iśc dalej, by uniknąć złamania serca..."- moja podświadomośc co chwile mi to powtarzała.
"... Uniknąć złamania serca..."
Czy ja mogę tego uniknąć?
Ja juz wiem jak to jest mieć złamane serce ale tak czy inaczej dalej coś do niego czuje...
Chłopak z burzą loków nawet gdy mnie rani i strasznie przez to cierpię, to i tak moje je*ane serce nadal Go kocha.
Czemu miłość jest taka bolesna?
Moim zdaniem lepiej być dziesiątki razy raniony przez wroga, niż raz przez kogoś kogo sie kocha.
Moja ciocia kiedyś mi coś powiedziała jak byłam jeszcze taką dziewczynką która myślała ze miłość jest dziwna i tylko dla doroslych.
Do dzis pamietam doskonale co mi powiedziała
"Wybierz sobie mężczyznę, który bedzie niszczył twoją szminkę a nie twój tusz do rzes"
W tamtej chwili miałam w głowę pytania typu "co ona do mnie mowi?" Ale teraz wiem o co jej chodziło.
Troche to dziwne ale ona jest siostrą mojej matki ale zupełnie nie widze podobieństwa miedzy nimi.
Mają inne charaktery, inne upodobania i w ogóle... No moze troche z wyglądu są podobne... Ale nie za bardzo.
Nawet nie zauważyłam ze juz jestem na swoim przystanku koło domu Clary.
10 minut pózniej byliśmy juz pod szkołą.
Dziwne... Deszcz juz nie padał.
Miałam wielką nadzieje ze dzisiaj jakoś uda mi sie zagadac do Styles'a.
"...uniknąć złamania serca..."- moja podświadomości znowu sie odzywa.
Czy przez to ze zagadam do niego jakoś moje serce złamie sie?
Oj nie sądze.
Juz wystarczająco wycierpialam...
Mam racje?
Chyba tylko mi sie tak zdawało...



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)




wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 26

*** oczami Savany ***

Usłyszałam czyjeś kroki... Troy.
-Jest piątek a ty leżysz w łóżku. Weekend jest powinnas sie cieszyć.
Nie musiałam patrzeć na niego a wiedziałam ze sie uśmiecha.
To co z tego ze jest juz weekend jak mi nawet nic sie nie chce.
Z chęcią przespala bym cały ten dzień.
-Nie mam powodu do cieszenia sie wiesz?!
Nagle poczułam jak kładzie sie koło mnie.
-Sav nie warto przejmować sie jakimś głupim, nic nie wartym chłopakiem.
Odwrocilam sie zdziwiona w jego stronę.
-Skąd wiesz ze chodzi o Harry'ego?
Troy lekko sie uśmiechnął.
-Znam cię nie od dziś...
Chwile lezelismy w ciszy. Nie wiedziałam co powiedziec.
-To jeśli mogę wiedzieć co sie dzisiaj takiego stało?
Zamknełam oczy kiedy znowu pojawił mi sie przed oczami dzisiejszy ranek w szkole.
Nie chce o tym rozmawiać.
To cholernie boli gdy o tym myśle a co dopiero kiedy powiem to na głos.
Pojedyncze łzy spłyneły po moich policzkach.
-Ej mała nie płacz...
Złapał mnie za dłoń.
-Popatrz na mnie.
Zrobiłam to o co poprosił.
-Żaden chłopak nie jest wart twoich łez... Nie wiem co sie dzisiaj stało ale widzę ze to za miłe nie było... Ale prosze nie płacz. Taka śliczna dziewczyna nie powinna płakać tylko zarazac uśmiechem.
Lekko sie zasmialam kiedy powiedział to ostatnie zdanie.
-No tak... A tym bardziej ze jesteś moją siostrą i nie wyobrażam sobie ciebie żebyś była cały czas smutna.
Mój brat ma racje.
Moze i Harry nie jest wart moich łez... No bo chyba nie jest... Ale to troche trudne.
Wtulilam sie mocno w tors Troya.
-Dzieki ze zostałes... Dziekuje za wszystko.
Chłopak sie zasmial.
-Do usług moja mała siostrzyczko.
Tym razem ja sie zasmialam na jego słowa.
-Chyba za dużo razy nazwalem cię dzisiaj "mała"
Usmiechnełam sie.
-No zdecydowanie.

-Ale i tak będę na ciebie mówił... Mała!
Nagle zaczął mnie łaskotac.
-Juz wróciłes...
Powiedziałam smiejąc sie w tym samym czasie.
-Ja nigdzie nie poszedłem.
Uśmiechnął sie do mnie a ja wstalam z łuzka.
-Savana?
Troy zawołał mnie kiedy wracalam z kuchni do pokoju ze szklanką soku.
-No?
-A w poniedziałek nie macie jakiejś wycieczki klasowej?
Wypilam do końca sok kiedy mówił.
Mniam... O smaku pomarańczy... Pycha!
-Jest ale ja nie jadę.
Oznajmilam kladąc szklankę na biurko.
-No to mozesz zrobisz sobie dzień wolny, możemy gdzieś pojechać.
Zasmialam sie.
O nie, nie jego autem.
-Twoim gruchotem? O nie!
-Oj no daj spokój nie jest aż taki stary.
-Nie w ogóle...
Powiedziałam z bardzo słyszalnym sarkazmem a za to dostałam od brata poduszką w glowe.
-To wezmę auto ojca.
-No dobra ale muszę sie zastanowić...
-Spoko
Kiedy Troy wstał mocno go przytulilam.
Jestem mu bardzo wdzięczna ze jest przy mnie kiedy tego potrzebuje.
Troy głośno odchrząknął a ja popatrzylam na niego.
Zasmialam sie pod nosem.
Oj... Chyba za dużo czułości jak na dziś.



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)

Jak obiecałam tak jest rozdział 26 :) 
I jak wam sie podoba?
Ocencie w komentarzach :** 

3000 wyświetlen? OMG :D

O Boże XD
Juz ponad 3000 wyświetlen.
Trzymajcie mnie aaaaa :D
Jaram sie tak straszne :D :D :D
Hahahaha o matko skakam normalne z radości XD
No dobra dobra
Dziekuje wam za tyle wyświetlen :) marzę ze kiedyś zobaczę tu na tym blogu 10000 wyświetlen :o hahaha
Moze kiedyś tyle bedzie :P
No dobra wiem ze czekacie na rozdział więdz za chwile pojawi sie :P 
Cieszycie sie? Hehehe
No wiadomo ze tak :D
Hahaha nie no zabieram sie za kończenie pisania rozdziału 26 :*

Jeszcze raz wielkie wielkie wielkie
DZIĘKUJE!!!!!!!!

PS sorki za błędy ale pisze to strasznie szybko bo wiecie ta RADOŚĆ :D


piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 25

***
-Savana jedziesz z nami na zakupy?
Spytała mnie mama wchodząc do mojego pokoju.
Nie miałam na nic ochoty.
Cały czas myśle o tym co sie zdarzyło rano w szkole.
Obwiniam sie za to ze nie poszłam tam do niego.
Moze w tedy było by całkiem inaczej.
Moze bym wreszcie była szczęśliwa... No jeśli bym jakoś wyjaśniła to i owo.
Siedzialam na łóżku mając kolana przyciągnięte do klatki piersiowej i byłam wtulona w mały, różowy kocyk.
Zaraz, zaraz.
Mama chyba pytała sie mnie czegoś co nie?
-Savana!
Spojrzałam na nią.
-Jedziesz?
-Nie mam ochoty...
Na twarzy mamy pojawiło sie zdziwienie.
-Czemu? Nie chcesz kupić sobie czegoś nowego? Butów, ubrań, kosmetyków...
Przerwalam jej.
Chciałam zostać sama...
-Nie mamo, nie chce, nie mam ochoty!
-No dobra, ale żebyś pózniej nie jeczała ze czegoś nie masz...
W chwili kiedy matka wyszła, do pokoju wszedł Troy.
-Mała czemu nie chcesz jechać na zakupy?
Zasmial sie i oparł sie o framuge drzwi.
Nie patrzyłam na niego.
-No nie mieści mi se w głowie, jak kobieta nie chce jechać na zakupy...
Nagle mama zawołała Troya.
-Troy my juz wychodzimy chodz.
Co??
Popatrzylam na niego, nie chce by pojechał z nimi.
Chce by w tej chwili został w domu.
Potrzebuje go.
Mina brata zmieniła sie gdy zobaczył moje zeszklone oczy.
Od kąd przyszłam do domu zbiera mi sie na płacz, ale powstrzymuje łzy.
Nie chce by widzieli mnie rodzice jak płacze.
Oni nic nie rozumieją, nie rozumieją mnie, moich problemów.
Praktycznie nic o mnie nie wiedzą.
Troy nie jest taki jak rodzice.
Zawsze stara mi sie pomoc i stara sie mnie zrozumieć w każdej sytuacji.
Czasem jest wkurzający jak to brat ale ufam mu bardziej niż rodzicom.
Troy przyglądał mi sie z troską namalowaną na twarzy.
-Wiecie co, ja chyba zostanę w domu...
Zwrócił sie do rodziców nie spuszczając ze mnie wzroku.

Usiadłam po turecku i spuscilam głowę.
-Co? Czemu? Miałeś coś załatwić...
Ojciec jej przerwał.
-Elizabeth przestań, jak chce zostać to niech zostanie.
-Ale...
-Mamo prosze...
Odezwał sie Troy.
-Idzcie juz bo zamkną wam wszystke sklepy.
Matka jest wkurzająca i prawie zawsze jest ciekawska a to nie świadczy o niej dobrze.

*** oczami Troya ***
Nie podoba mi sie zachowanie mojej siostry.
Cały czas chodzi taka przybita i widać ze coś ją gryzie.
Znając życie chodzi tu pewnie o chłopaka.
Widzę ze chce o tym pogadać, przynajmniej odnoszę takie wrazenie.
Z matką nie moze o takich rzeczach pogadać bo dla niej życie nastolatki zaczyna i kończy sie na nauce, a oczywiste jest to ze każdemu jest potrzebna osoba z którą można pogadać o wszystkim.
Nie powiem ze nie ale Savana czasem przychodzi do mnie z glupimi pytaniami ale ufa mi i cieszę sie ze przychodzi do mnie praktycznie ze wszystkim.
Ciekawość matki mnie wkurza.
-Ty nas wyganiasz?
-Nie, ale was pospieszam...
Kiedy matka wyszła z mieszkania podszedł do mnie ojciec.
-Widze ze Savana od jakiegoś czasu nie chce z nami rozmawiać... Pogadaj z nią synu, z tobą ma lepsze kontakty...
Powiedział wpół szeptem, pewnie by nie usłyszała go matka albo Savi.
-Richard no dawaj bo sklepy pozamykają zaraz...
Zasmialem sie gdy to powiedziała.
Kiedy rodziców juz nie było w domu poszedłem do pokoju siostry.
Leżała skulona przykryta kocem.
Widzę ze to coś poważnego...



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)

Heej :)
Tak wiem ze znowu za późno napisałam rozdział ale za to chyba jest ciekawszy i dłuższy hmm?
No nie wiem sami ocencie w komentarzach :* 



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 24

-Wiem jakie to jest uczucie ale prosze nie płacz...
Przerwalam jej.
-A ty co byś zrobiła na moim miejscu? 
Patrzyłam na nią wkurzona ale za chwile ponownie dałam upust łzom.
-chodź na świetlice.
Powiedziałam wycierając łzy z policzka o rękaw bluzy.
Kiedy znalazłam sie w swietlicy rzucilam plecak o ziemie.
Nie wiem czy mocno to zrobiłam ale kiedy zobaczyłam lekkie przerażenie na twarzy Clary to wiedziałam ze huk był duży.
Ciekawe czy coś rozwaliłam w plecaku ale mam to gdzieś....
Kiedy usiadłam na krześle uswiadomilam sobie ze usiadłam na tym miejscu gdzie Harry... schowalam twarz w dłonie i ponownie zaczęłam płakać.
W głowie tworzyły mi sie myśli takie ze mogła bym juz być pogodzona z Harrym... Te kur** moje głupie marzenia!

***
-Cwiczysz na W-F?
Nasze standardowe pytanie przed w-f.
-Tak Clara, a ty?
-No muszę.
Amy sie nie pytamy bo ona zawsze odpowiada tak.
Wszystko jest jak narazie ok oprócz tego co sie stało nie mal 15 minut temu.
-To co robimy?
Zapytałam tak by nie myśleć dłużej o Tym.
-Gramy w badmintona albo w siatkę.
Zaproponowała Amy kiedy wychodziliśmy z szatni.
-A reszta dziewczyn co robi?
Zapytałam Amy i Clare kiedy zauważyłam za na hali jest pusto.
-Pewnie połowa z nich nie ćwiczy a reszta nie wiem... Pewnie badą grały w siatkę.
Odpowiedziała Clara.
Zawsze tak jest gdy mamy w-f bez chłopaków... No nie zawsze ale zazwyczaj.
Ostatecznie postanowiliśmy zagrać w badmintona.
Amy jak zawsze walła żartem a ja wybuchłam śmiechem.
Ona zawsze umie poprawić humor.
-Znam jeszcze jeden taki fajny... Kiedy...
Przerwalam jej.
-Nie Amy wystarczy.
Powiedziałam śmiejąc sie.
Ale uśmiech powoli schodził mi z twarzy kiedy weszliśmy na hale.
Oddałam swoją paletke Amy i szlam w stronę szatni.
-Savana!

Zawolala mnie Clara.
-Nie mam ochoty juz grać.
Obie były zdziwione.
Weszlam do szatni i trzasnelam drzwiami tak ze lekko podłoga sie zatrzesla.
-Coś sie stało?
Usłyszałam za sobą głos Clary.
Nic nie odpowiedziałam tylko usiadłam na ławce.
-nie.
-Sav chodz no... Chociaż po udawaj ze coś robisz bo dostaniesz jedynkę.
-A w dupie to mam.
Wydarlam sie na Amy a ona nie była z tego zachwycona.
-No Boże co on ci przeszkadza?
O to Amy teraz wie czemu nie mam zamiaru ćwiczyć?!
-O jak mnie dobrze znasz... To po co pytalas sie mnie co sie stało?
-Jak coś to nie ja tyko Clara...
Przewrocilam oczami.



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)


Hejka... Wiem ze ten rozdział jest krótki i nie za ciekawy a do tego późno go dodalam ale nie mam motywacji i weny do pisania i do tego czasu...
Mam nadzieje ze wybaczcie ale na wakacje człowiek sie rozleniwia... Wiecie o co mi chodzi ;) 
Przepraszam was za to i postaram sie następny rozdział napisać ciekawszy i dłuższy :) 


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 23

-Ja tego nie zrobię...
Oznajmilam.
Chce tam pójść do niego ale stres mnie wykancza.
-Czemu? Masz okazje... Jest tam sam... Nikt wam nie bedzie mógł przeszkodzić...
Wstalam i zaczailam sie.
Cały czas siedział tam a swoje oczy miał skierowane na okno.
Wyglada na takiego zamyslonego...
Tak to juz jest... Zakochasz sie w pewnej osobę ale nie masz odwagi do niej powiedziec nawet zwykłego "hej" czy "cześć"..
Eech... Te cholerne uczucia!!!
-Która jest godzina?
Zapytałam sama siebie pod nosem.
Kiedy wsadzilan rękę to kieszeni by wyciągnąć telefon uświadomiłem sobie ze zostawiam go w domu.
Popatrzylam na Clare a ona podała mi swój telefon.
Bez słów sie rozumiemy.
Super zastanawiam sie tak juz ponad 10 minut...
-Idziesz?
Zapytała a ja jeszcze raz popatrzylam w stronę świetlicy a pózniej na przyjaciółkę.
-Boje się... Wiem... Weź zepchnij mnie ze schodów!!!
Muszę... Muszę do niego zagadaci wyjaśnić kilka spraw bo jak dzisiaj tego nie zrobię no to kiedy?!
-Dobra idę!
Oznajmilam... Próbowałam być silniejsza od stresu ale gdy zeszłym z 2 schodów oparłam sie o barierkę i popatrzylam na Clare.
-No nie dam rady...
Powiedziałam pod nosem.
No kuźwa będę to opóźniała 
Jakaś część mnie zabrania mi tam iść.
Schowalam twarz w dłonie i zaczęłam sie zastanawiać czy to dobry pomysł no bo jeśli on naprawde mnie nie lubi... Nie no da sie to zauważyć ze mnie wprost nienawidzi... Po co ja robię sobie nadzieje?
-No idź Savana!
Pospiesza mnie.
-No dobra !!
Przewrocilam oczami.
Kiedy juz nabralam odwagi i schodzilam na dół pod świetlice, pech chciał ze szła Amy i Veronica.
-Hej...
-Możesz iść na górę? 
Amy dziwnie na mnie popatrzyla.
-Po co?!
Popatrzylam na Harry'ego, no zaje... Eee super patrzy sie w naszą stronę.
-Chce z nim pogadać...
Lekko kiwnelam w stronę zielonookiego chłopaka tak by Amy wiedziała a kogo mi chodzi.
-No ale po co?
Serio? Ona sie jeszcze pyta?!
Blondynka była zdziwiona.
-Serio nawet nie pytaj...
Przewrocilam oczami.
Dobrze wiedziała czemu chce z nim pogadać ale nie wiem czemu udaje zdziwioną.
-Chodź Amy...
Veronica złapała ją za rękę.
-Chodź Sav ...
Amy zrobiła to samo i pociagnela mnie na górę.
Uśmiechnęła sie do mnie.
Czemu to zrobiła?
Kiedy odwrocilam sie w stronę świetlicy... Nie spodziewałam sie tego...
W tej chwili wszystkie moje plany legły w gruzach.
Widziałam jak Harry wychodził ze swietlicy...
Dziewczyny znikły a ja załamana usiadłam obok Clary i jak małe dziecko rozplakam sie.

Czemu... Czemu tak długo zastanawiałam sie?
Czemu po prostu nie weszlam do tej cholernej swietlicy od razu?
Serio? Straciłam taką szanse...
To boli... To kur** cholernie boli...
Jestem taką idiotką...
-Sav prosze nie płacz...
Przytulila mnie Clara a ja jeszcze bardziej sie rozplakalam...
-Bedą jeszcze okazje...
-Właśnie ze nie!!!
Wydarlam sie bo nie miałam juz na nic siły.
Dziewczyna nic sie nie odezwała tylko mocno mnie przytulila.
Troche to nie miłe z mojej strony ze unoszą sie na nią krzykiem ale no nie mogę wytrzymać tego bólu w klatce piersiowej który teraz mi towarzyszy...
Czy ktoś na moim miejscu był by spokojny i bardzo szczęśliwy?!
Nie wydaje mi sie!!!
-Mogłam normalnie do niego podejść a nie sie zastanawiać jak idiotka jakaś...
Powiedziałam płaczliwym głosem.
Wiem ze Harry moze słyszeć to co mówię ale mam do w tej chwili gdzieś.



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)

Jak podoba wam sie ten rozdział?
Tak w ogole chciala bym jeszcze raz powiadomic ze zalozylam aska i zapraszam na niego :P http://ask.fm/HarrySavana

Miłego dnia :* 


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 22

Na świetlicy tym kimś był zielonooki chłopak.
Siedział sam i dziwnie wydawało mi sie ze jego oczy cały czas były skierowane na moją osobę.
Przez chwile patrzyłam mu w oczy ale szybko oderwalam od niego wzrok i ruszyłam dalej.
-Bo ja... A dobra... Juz nic...
Odezwalam sie kiedy usiadlysmy na krzesłach.
Clara popatrzyla na mnie pytająco.
-No mów...
Chwile sie nic nie odzywalam...
-Sav...
-No bo tam jest Harry... Na świetlicy... Sam...
Przytaknela głową.
-No tak... Chyba...
-Bo ja poszła bym do niego ...
Nie to głupi pomysł.
Spuscilam głowę i zaczęłam bawić sie rekawem od bluzy.
-To idź.
Jasne bo pójdę... Nie mam odwagi by podejść sobie swobodnie do chłopaka który jest moim punktem westchnięc.
-Nie...
-Czemu?
-Nie mam odwagi... 
-Ty odwagi nie masz?
Przewróciłam oczami.
-No a nawet jeśli to co ja mu powiem?
Mam pustkę w głowie kiedy o tym myśle.
Co ja mam robić?
-Coś napewno wymyślisz.
Oznajmiła Clara a ja siedziałan i nerwowo przegryzalam dolną warge.
-On tam dalej siedzi?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Nie wiem... Chyba tak
-To daj coś... Wywale coś do kosza i przy okazji zobaczę czy dalej tam siedzi...
Dziewczyna chwile grzebala w plecaku ale nic nie znalazła.
-Wybacz ale nie mam...
Kuźwa... Dobra zobaczę moze ja coś mam.
Szukam i szukam... Tak!!
Znalazłam papiery które w ogóle nie są mi potrzebne.
Chyba kartkowki z matmy.
No... Nie potrzebne mi...
-Mam..
Oznajmilam i poszłam do kosza wywalić.
Cały czas siedział na kszesle i patrzył w moją stronę.
Chwile patrzyłam na niego i zdążyłam zauważyć jak jego oczy zrobiły sie ciemniejsze niż wcześniej.

To takie dziwne uczucie czuć na sobie jego wzrok.
Strasznie przystojny jest i do twarzy mu w tej czarnej koszulce.
Kiedy byłam koło Clary usmiechnełam sie sama do siebie.
Aha...
-Dalej tam jest...
-No to na co czekasz? Idź do niego!
Nagle poczułam ten cholerny stres... 
Zaczęłam cała sie trząsc i nagle zrobiło mi sie zimno.
Co sie ze mną dzieje?
Serce mi szybko zaczęło bić kiedy pojawiła mi sie jedna myśl.
A konkretnie to ze zacznę z nim rozmawiać.
Jeśli w ogóle będę miała odwagę tam pójść...



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)




sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 21

Następnego dnia obudził mnie jakiś hałas.
Co z nowy...
-Wstawaj spiochu.
Usmiechnełam sie kiedy usłyszałam głos Troya.
Troche to dziwne ale tesknilam za nim.
-Savi wstawaj!
Udawalam ze śpię i odwróciłam sie plecami do niego.
On sie zasmiał i przyglądał mi sie.
-To tak sie bawimy?
Popatrzylam na niego wkurzona kiedy wywalił moją kołdre na ziemie.
Ale on nic z tego sobie nie robił i położył sie koło mnie.
Nie wiedziałam o co mu chodzi do puki nie zaczął mnie łaskotac.
-Troy przestań!
Śmiałem sie jak głupia zreszta tak jak i on.
-hahaha ej no juz koniec...
Gdy skończył usiadłam po turecku i przyglądalam mu sie.
-Zrobiłem ci śniadanie.
Oznajmił uśmiechając sie.
-Nie jem śniadania...
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Młoda nie wkurzaj mnie...

-No nie będę jadła...
Kiedy miałam zejść z łuzka i iść sie ogarnąć mój kochany braciszek spowrotem przyciągnął mnie do łuzka.
Debil!!
-A czemuż to śniadania nie chcesz jeść? Czyż to przez pewnego chłopaka... Hazzusia?? 
Troy sie zasmial a mi mina zbledła.
Skąd on wie o Harrym?
-Co zdziwiona?
Dalej nic sie nie odezwalam.
-Savi następnym razem gdy idziesz do szkoły chowaj pewne karteczki...
Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni małą kartkę i pomachał mi ją przed twarzą.
Wyrwalam mu ją i usiadłam wygodnie i zaczęłam czytać.
"Harry jest taki no ehh... Słodki, uroczy, przystojny no idealny! <3 moje oczy same na niego lecą :P
Heh no wiem
Ideał!
:) nio
Kiedy myśle o Nim to mnie takie dziwne ciarki przechodzą... Miłe uczucie...
Zobaczysz ze z czasem bedzie lepiej
No nie wiem, ale mam nadzieje... Boże mam ochote go przytulić XD wiesz dać mu hug'a :)
Domyślam sie :)
No i wiesz "kiss"
Hahaha no wiadome :) pasujecie do siebie"
Pamietam to jak pisałam to z Clarą... Matko jak on mógł to przeczytać.
Czemu on grzebał w moich rzeczach?!
-Kogo tak bardzo chciała byś no wiesz... 
Podrapał sie po karku.
-... Przytulić i pocalowac?
Po co on pyta??
On chyba nie myśli ze mu powiem...
-Nie wnerwiaj mnie!
Burknelam i wstalam z łuzka zmierzając do kuchni zjeść to śniadanie by sie nie czepial.
Zresztą jestem troche głodna a nie chce zemdlec w klasie żeby zaraz wszyscy sie mną interesowali a szczególnie Harry bo najbardziej to on jest ciekawski... Hmm nawet dobry pomysł!
Ha nie no żartuje.
-Savi... No ej chce wiedzieć kto bedzie moim szwagrem.
Zasmial sie a ja popatrzylam na niego wkurzona.
Nic sie nie odzywalam tylko zaczęłam jeść śniadanie... Płatki z mlekiem.
Ale sie wysilił.
-Ej no nie obrażaj sie mała...
-Nie mów tak do mnie!
-Savi... 
Kiedy zjadłam i polozylam miskę do zlewu Troy złapał mnie za rękę i mnie przytulil.
-No nie obrażaj sie na mnie... Przecież nic nie miałem złego na myśli gdy tak żartowałem...
Gdyby wiedział jak Harry mnie traktuje nigdy by tak nie żartował.
Kiedy przypomnialam sobie jak Harry pokazywał mi środkowy palec i wyzywać mnie łzy splyneły po moich policzkach.
-Mam nadzieje ze sie nie gniewasz Savi...
Nic sie nie odzywalam tylko myślałam o Harrym i o tych chwilach przez które płakałam całymi nocami.
-Sav... Czemu placzesz?
Głos mojego brata wyrwał mnie z tych wspomnień.
-Co sie stało? Przeze mnie placzesz?
Dotknelam dłońmi policzki... Nie zdałam sobie sprawy ze tak bardzo wglebilam sie w te wspomnienia bo policzki miałam całe mokre.
-Savi...
-Nic sie nie stało...
Lekko go odepchnelam i poszłam do swojego pokoju a Troy za mną.
-Nie chce o tym gadać... 
-Rozumiem... Ale pamiętaj ze ja zawsze ci pomogę jak będziesz tego potrzebowała ok?
Przytaknelam głowa a on sie tylko uśmiechnął i wyszedł z mojego pokoju...
Czemu mi tak bardzo zależy na Harrym?
Pól godziny pózniej byłam juz w szkole.
Troy sie uparł by mnie zawieść więc nie odmawialam.
Nie miałam siły sie z nim kłócić i nawet nie zwracalam uwagi ze jadę jego starym autem.
W szkole spotkałam Clare jak siedziała na schodach przed wejściem do szkoły.
Uśmiechnęła sie kiedy mnie zobaczyła.
Gdy miałam iść w jej stronę Troy wysiadł z auta i jeszcze raz chyba setny raz dzisiaj mnie przytulil.
-Życzę miłego dnia w szkole.
Usmiechnełam sie.
-Dzięki.
Kiedy Troy odjechał ja byłam juz w szkole i rozkminialam z Clarą co robimy.
Ostatecznie postanowiliśmy iść na górę.
Kiedy szlam po schodach myśląc o tym jak Troy żartował o sprawie z Harrym właśnie zobaczyłam kogoś na swietlicy...


CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :*