niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 27

***
Niedziela.

-Gdzie jest mój zeszyt od angielskiego??
Krzyknełam z mojego pokoju.
Jest po 21 a ja sie dopiero pakuje do szkoły.
Mądra ja.
-Troy!
Jestem pewna ze ZNOWU zabrał mi zeszyt.
Ostatnio było to samo, ale po co mu był to nawet nie raczył mi powiedziec.
-No co... Pali sie czy jak?!
Przyszedł do mojego pokoju bardzo leniwie.
-Gdzie jest mój zeszyt do angielskiego?
Wzruszyl ramionami.
-A ty nie miałas jutro zostać w domu?
-Postanowiłam iśc do szkoły.
Troy przewrócił oczami.
-Czyli z naszego wypadu nici?
-Nawet nic nie planowaliśmy, mówiłam ze sie zastanowie.
-No i dopiero teraz mi to mówisz?
Rzucilam piornikiem na biurko i patrzyłam na niego.
Serio bedzie to tak przeżywał?
-Bo dopiero teraz postanowiłam ze idę...
-No dobra, to twój wybór!
Wyszedł z mojego pokoju nawet nie czekając jak coś powiem.
-No oczywiście ze mój!
Kiedy kontynuowałam pakowanie matka zaczęła drzec sie z kuchni.
-A głośniej sie nie da? Uspokujcie sie wreszcie!
Nic jej nie odpowiedziałam tak samo jak Troy.
Gdy dokonczylam pakowanie sie czyli zeszyty, piornik... Tak tylko tyle, wiem mało ale po co mam brać książki jeśli połowa klasy jedzie na wycieczkę?
Po tym poszłam sie umyć i wreszcie pójść spać.
Nie jadłam kolacji bo jakoś nie byłam głodna.

-Wstawaj!
Ktoś nagle zaczął mnie szturchac.
Ugh zapewne Troy.
Juz foch mu minął?
-Zostaw mnie...
Burknelam pod nosem i zakrylam sie kołdrą aż po czubek głowy.
Nagle moja pościel znalazła do na podłodze.
Co go pogieło?
-Zostaw mnie no kur...
Przerwalam w ostatniej chwili kiedy zobaczylam ze to nie Troy stoi koło mojego łóżka.
Mina mojej matki mówiła wszystko.
Super.
-Jak ty sie do mnie odzywasz?
Całe szczęście ze nie dokonczylam zdania.
-Myślałam że to Troy... On zawsze mnie budzi.
No właśnie gdzie Troy?
A no tak ma focha dlatego dzisiaj matka mnie budzi.
-To bardzo ładnie odzywasz sie do swojego brata.
Przewrocilam oczami.
-Och no mamo daj spokój...
-No co mamo, co mamo? Jak ty sie odzywasz pytam sie... W szkole do koleżanek możesz tak gadać.
Hahaha co?
Zasmialam sie.
-No chyba śmieszna jesteś.
No i po co wdalam sie w tą głupią konwersacje?
Przez to dostałam od niej w twarz.
Nie mocno ale sam fakt ze to zrobiła zabolało mnie to.
Zresztą... Nie pokaze jej tego ze mnie to jakoś ruszyło.
-Ulzylo ci?
Po tym gdy to powiedziałam wyszłam z pokoju nawet na nią nie patrząc.
Wyszykowalam sie i jak najszybciej wyszłam z domu.
Nie chciałam iśc na piechotę więc poszłam na przystanek i po kilku minutach wsiadlam do autobusu.
Dobrze ze szybko przyjechał bo deszcz zaczął padać a nie chciałam być mokra.
Na śniadanie zjadłam tylko jabłko.
Troy spał kiedy wychodziłam z domu.
Z nikim nie gadalam rano od incydentu z matką.

W uszy wsadzilam słuchawki i wlączylam wolną, miłosną piosenkę przy której zawsze zastanawiam sie nad swoim zyciem.
"...Think of how much love that’s been wasted
People always trying to escape it
Move on to stop their heart breaking ..."
Nuciłam sobie tekst piosenki i zastanawiałam sie nad słowami.
"... Pomysl ile miłości zostało zmarnowane,
Ludzie zawsze starają sie przed nią uciec,
Iśc dalej, by uniknąć złamania serca..."
Ten tekst utkwił mi w głowie.
"... Iśc dalej, by uniknąć złamania serca..."- moja podświadomośc co chwile mi to powtarzała.
"... Uniknąć złamania serca..."
Czy ja mogę tego uniknąć?
Ja juz wiem jak to jest mieć złamane serce ale tak czy inaczej dalej coś do niego czuje...
Chłopak z burzą loków nawet gdy mnie rani i strasznie przez to cierpię, to i tak moje je*ane serce nadal Go kocha.
Czemu miłość jest taka bolesna?
Moim zdaniem lepiej być dziesiątki razy raniony przez wroga, niż raz przez kogoś kogo sie kocha.
Moja ciocia kiedyś mi coś powiedziała jak byłam jeszcze taką dziewczynką która myślała ze miłość jest dziwna i tylko dla doroslych.
Do dzis pamietam doskonale co mi powiedziała
"Wybierz sobie mężczyznę, który bedzie niszczył twoją szminkę a nie twój tusz do rzes"
W tamtej chwili miałam w głowę pytania typu "co ona do mnie mowi?" Ale teraz wiem o co jej chodziło.
Troche to dziwne ale ona jest siostrą mojej matki ale zupełnie nie widze podobieństwa miedzy nimi.
Mają inne charaktery, inne upodobania i w ogóle... No moze troche z wyglądu są podobne... Ale nie za bardzo.
Nawet nie zauważyłam ze juz jestem na swoim przystanku koło domu Clary.
10 minut pózniej byliśmy juz pod szkołą.
Dziwne... Deszcz juz nie padał.
Miałam wielką nadzieje ze dzisiaj jakoś uda mi sie zagadac do Styles'a.
"...uniknąć złamania serca..."- moja podświadomości znowu sie odzywa.
Czy przez to ze zagadam do niego jakoś moje serce złamie sie?
Oj nie sądze.
Juz wystarczająco wycierpialam...
Mam racje?
Chyba tylko mi sie tak zdawało...



CZYTASZ----> DAJ KOMENTARZ :)




4 komentarze:

  1. Woww jaki długi boziu to tak jak moja mama... Troy sie obraził :c Haha mam nadzieję ze hazza też zostaje w szkole i będą musieli robić coś razem szczeze mówię ze normalnie na to czekam i sie niecierpliwie na akcje gdy oni sobie już wszystko wytłumaczą i będzie ok albo może nasza sie zmieni bo jest nie do wytrzymania ten i 6 komentarz pod poprzednim rozdziałem jest mój czyli Ady z fb caluski i hug :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra :) ciekawe czy uda się jej pogadać z Harrym :) czekam na nn i wpadaj do mnie

    OdpowiedzUsuń